Ogólnopolski Harcerski Konkurs Recytatorski „Strofy o Ojczyźnie”. w Łodzi 2017
W sobotę 18 listopada 2017 odbył się XXV Ogólnopolski Harcerski Konkurs Recytatorski „Strofy o Ojczyźnie”. Konkurs odbywał się w Pałacu Młodzieży w Łodzi. Przybyło na konkurs 58 osób. Wzięły w nim udział nasze uczennice, które były przygotowywane przez panią Barbarę i panią Agnieszkę. W kategorii najmłodszych – zuchów wystąpiła Paulina Benewiat z prezentacją wiersza ”Solina ostoją dla wielu” i fragmentu prozy „Nasza ulica”. W kategorii harcerzy zaprezentowała się Gabriela Budziak z wierszem „Pieśń o fladze” i fragmentem prozy „Matka”. Dziewczynki pięknie prezentowały przygotowane utwory. Możemy być dumni z naszych uczennic. W oczekiwaniu na wyniki dziewczynki uczestniczyły w warsztatach muzycznych.
A potem w czasie ogłoszenia wyników okazało się, że Paulinka otrzymała wyróżnienie.
Dla wszystkich prezentujemy teksty, których nauczyły się Paulinka i Gabrysia. [BK] ZDJĘCIA
Paulinka Solina ostoją dla wielu Anna
Solińskie wzgórza
mienią się odcieniami zieleni
tak tu pięknie i cicho
na polanie pasie się stado jeleni
tu na górze Solinka
ze źródła wyskakuje
płynąc spokojnie z małymi
kamykami tańcuje
najpierw maleńka,
niegroźna
większy kamień jej drogę toruje
lecz tam w dole, już wielka
ogromny jej gniew tama hamuje
tak równo rozlała swe wody
zmęczonej duszy jest ostoją
wlewając radość sprawia,
że blizny szybko się goją
spójrz w te błękitne,
spokojne
blaskiem bijące wody
tu zaznasz spokoju,
ciszy i bezkresnej swobody
i słońce dla wszystkich
jest tu przyjacielem
ogrzeje swym ciepłem
przytuli ramieniem
Wiersz Gabrieli
PIEŚŃ O FLADZE Konstanty Ildefons Gałczyński
Jedna była — gdzie? Pod Tobrukiem.
Druga była — gdzie? Pod Narvikiem.
Trzecia była pod Monte Cassino.
A każda jak zorza szalona,
biało-czerwona, biało-czerwona!
czerwona jak puchar wina,
biała jak śnieżna lawina,
biało-czerwona.
Zebrały się nocą flagi.
Flaga fladze dodaje odwagi:
— No, no, nie bądź taka zmartwiona.
Nie pomogą i moce piekła:
jam ciebie, tyś mnie urzekła:
nie zmogą cię bombą ni złotem
i na zawsze zachowasz swą cnotę.
I nigdy nie będziesz biała,
i nigdy nie będziesz czerwona,
zostaniesz biało-czerwona
jak wielka zorza szalona,
czerwona jak puchar wina,
biała jak śnieżna lawina,
najukochańsza, najmilsza,
biało-czerwona.
Tak mówiły do siebie flagi
i raz po raz strzelił karabin,
zrobił dziurę w czerwieni i w bieli.
Lecz wołały flagi: — Nie płaczcie!
Choćby jeden strzępek na maszcie,
nikt się zmienić barw nie ośmieli.
Zostaniemy biało-czerwone,
flagi świete, flagi szalone.
Spod Tobruka czy spod Murmańska,
niech nas pędzi dola cygańska,
zostaniemy biało-czerwone,
nie spoczniemy biało-czerwone,
czerwone jak puchar wina,
białe jak śnieżna lawina,
biało-czerwone.
O północy przy zielonych stolikach
modliły się diabły do cyfr.
Były szarfy i ordery, i muzyka
i stukał tajny szyfr.
Diabły w sercu swoim głupim, bo niedobrym
rozwiązywały biało-czerwony problem.
Flaga łkała: — Czym powinna
zginąć bo jestem inna?
Bo nie taka… dyplomatyczna,
bo tragiczna, bo nostalgiczna;
ta od mgieł i tkliwej rozpaczy,
i od serca, które nic nie znaczy,
flaga jak ballada Szopenowska,
co ją tkała Matka Boska.
Ale wtedy przyszła dziewczyna
i uniosła flagę wysoko,
hej, wysoko, ku samym obłokom!
Jeszcze wyżej, gdzie się wszystko zapomina,
jeszcze wyżej, gdzie jest tylko sława
i Warszawa, moja Warszawa!
Warszawa, jak piosnka natchniona,
Warszawa biało-czerwona,
biała jak śnieżna lawina,
czerwona jak puchar wina,
biało-czerwona, biało-czerwona, hej, biało-czerwona.
Proza Gabrysi:
„MATKA” Sewer Maciejowski
Widziałeś taki ogród i tyle w nim gości? Chłopak zapatrzony, ogłuszony, nie odpowiadał. Chodź! patrz, dziwuj się i ciesz, jak ja, matka, cieszę się, żem cię tu przywiodła i patrzeć z tobą mogę... Władkowi oddech zapierał płuca z wielkiego wzruszenia. Na młodą fantazję chłopca za dużo wrażeń od razu wpakowało się pod czaszkę. Antoś zobaczył pustą ławkę, poskoczył do niej zapraszając matkę i Władka. Usiedli naprzeciw teatru. Władek, jakże ci się wydaje? Cóż to za kościół? - zapytał chłopak wskazując ręką. To teatr, co w nim grają sztuki takie, co przywiozłem. Szekspira? - zapytał. Komedie - powtórzyła matka. Władek spojrzał na matkę miłosiernie. Antoś, byłeś tam? - spytała się Magda. Coś ze trzy razy. Drogo? Za dwie szóstki, a już za trzy, to galanto widać. - Pójdziemy - rzekła. - Co nie mamy pójść, jedno życie... Władek pociągnął ją ku sobie i pocałował. - A teraz - mówiła dalej - pójdziemy tą samą drogą, co rok temu, i wstąpimy na juzynę w to samo miejsce, pamiętasz, Antoś? - Doskonale, ale pójdziemy przez Floriańską Bramę i Floriańską ulicę, a potem skręcimy na prawo. Wstali. - Prowadź, jako świadom drogi. Poszli szybko pod mury teatru i stanęli. - „Kraków - narodowej sztuce" - przeczytał Władek wypisane złotymi literami i spojrzał na Antosia. Miasto ufundowało ten gmach dla polskiej sztuki. A kiedy, Antosiu, zawiedziesz nas do środka? - spytał chłopak. Jak będzie co dobrego, bo co dzień inne sztuki grają. A dlaczego co dzień nie grają dobrych? - Kat ich wie - odparł zakłopotany pytaniem Antoś. Zawrócili ku Bramie Floriańskiej. W tej chwili przejeżdżał przez nią tramwaj. Władek oczy wytrzeszczył. Chodź, chodź - nalegał Antoś - to brama, przez którą królowie przejeżdżali i królowa Jadwiga.., I my - dodał Władek z dumą. Przeszli. Z daleka wyzierał kościół Panny Marii z dwiema wieżami. Władek się zatrzymał i pociągnął Magdy spódnicę. W tej chwili z wieży rozległ się hejnał zwiastujący siódmą godzinę; słuchali uroczyście. Tak co godzina trębacz na wieży gra - rzekł Antoś. Wesoło tu - odezwał się Władziu. - Jakiż ci śliczności kościół, Wszystkie takie - dodała Magda. Póki będziesz w Krakowie i nie zatęsknisz do matki, do naszych gór. Do matusi, prawda, ale do gór?